sobota, 12 lipca 2008

Żródła Utraty. Edycja 2008

Myślałem, że wyprawa do źródeł Utraty mnie nie zaskoczy, że będzie to standardowy objazd po okolicy. Teraz mogę powiedzieć, że się bardzo myliłem. Co prawda w zeszłym roku również próbowałem znaleźć to mityczne źródło, ale trasa była trochę inna, więc tym razem jakby wszystko zaczynałem na świeżo.

Wyruszyłem o 10.00 w domu byłem dokładnie o godzinie 14.

Pierwszy punkt to mostek/śluza na Utracie w okolicy Walandowa. Pierwsze zaskoczenie, teren w ogóle mi nie znany, aż dziw bierze, że nigdy na walendowskim skrzyżowaniu nie wybierałem drogi na południe (może dlatego, że nigdzie nie prowadzi :P ). Po prawej klasztor, także nigdy go nie widziałem. No i zaraz zjazd z drogi w dolinkę Utraty, po prawej Staw Oborowy - czytam na mapie i jest mostek. Urokliwe miejsce, zaskoczeniem jest spokój pomimo wokół budujących się willowych osiedli. Vlepki waypointowej nie znalazłem, ale to nie popsuło mi humoru.


Jako, że wycieczka miała być po waypointach, obrałem kurs na Krakowiany. Postanowiłem pojechać przez Młochów jako, że dawno tam nie byłem. Trasa okazała się zaskakująco ciekawa. Z mostku pojechałem na południowy zachód, najpierw szutrową drogą, a następnie ścieżka przez pole zboża. Dalej już kawałek do Wólki Kossowskiej, gdzie za kościołem jechałem już szutrami. Nieznana mi droga okazała się Aleją Zabytkową. Bardzo przyjemnie się jechało, na skrzyżowaniu po drodze minąłem wyskoki krzyż, który robił w tym miejscu przejmujące wrażenie. Wreszcie Młochów, głupia sprawa, ale uświadomiłem sobie, że nigdy nie widziałem młochowskiego pałacu. Nadrobiłem zaległości, zastanawiając się czemu tak interesujący zabytek nigdy nie był w kręgu mojego zainteresowania.


Ostatnio zrobiłem się bardzo romantyczny, ku mojemu nieszczęściu, dlatego w Młochowie spędziłem trochę czasu rozmyślając. Kiedy zdałem sobie sprawę, że nie mam dzisiaj zbyt dużo czasu ruszyłem zielonym szlakiem do Krakowian. Szlak trochę kluczy, jest kiepsko oznaczony, nieaktualny, ale generalnie warto nim przejechać. Do stawu dotarłem szutrową drogą, jechałem powyżej 40 km/h, aż się sam dziwiłem, że tak łatwo mi to przyszło.


Na miejscu stwierdziłem dużo ludzi (grill, biesiada, zabawy z psem) brak tabliczki "Punkt czerpania wody", niski poziom Utraty. Porobiłem trochę zdjęć dokumentacyjnych i ruszyłem w stronę Żelechowa. Ten odcinek już pokonywałem w zeszłym roku, zapomniałem jednak, że zielony szlak jest mocno nieaktualny za Żelechowem i prowadzi przez czyjeś podwórka. W rezultacie wycofałem się do miejscowości Kaleń na drogę asfaltową, aby po ok. 500 metrach znowu skręcić w stronę rzeki. Wtem po lewej stronie moim oczom ukazał się opuszczony sad czereśniowy. No po prostu raj, chociaż wcześniejsze gatunki były już zgniłe na drzewach. Po zjedzeniu kilkunastu sztuk, naszła mnie myśl, dlaczego ten sad jest opuszczony. Otworzyłem z ciekawości jeden z owoców, no i wyszła prawda, mały biały pędrak mieszkał sobie obok pestki. Postąpiłem tak z kilkoma następnymi owocami, efekt był taki sam. Zrezygnowany spróbowałem przy następnym drzewie, jako, że wyglądało ono na trochę inne gatunkowo. Prawdopodobieństwo znalezienia robaka wyszło ok. 20%, postanowiłem zaryzykować i zrobiłem sobie zapas na dalszą drogę.


Tak zaopatrzony przystąpiłem do teoretycznie ostatniej części wyprawy, czyli znalezienia tytułowych źródeł Utraty. Dojechałem do Pieńków Zarębskich i (zacytuję komentarz jaki napisałem do waypointa): W zeszłym roku odbyłem indywidualną wyprawę do źródeł Utraty, jednak zgodnie z mapą, w Pieńkach skręciłem tak jak idzie zielony szlak. No i tych faktycznych źródeł nie odnalazłem. Dzisiaj popełniłem podobny błąd. Nie lokalizując jednak owego kamienia (przyp. waypoint był na specjalnym kamieniu) zrezygnowany postanowiłem wracać w kierunku Żabiej Woli. No i się znalazł :D Urokliwe miejsce na odpoczynek, cisza, spokój, co jakiś czas ryk krów i wszechobecne komaromuszki.


Powrót to miała być teoretycznie formalność i prawie była. Jednakże spotakło mnie kolejne zaskoczenie - las książenicki. Jakoś nigdy nie przyszło mi go objeżdżać. Dzisiaj do krótkiego wprowadzenia w ten teran wykorzystałem niebieski szlak.

Wyprawa tradycyjnie udana (która taka nie była ;) )
Kilometrów wyszło 66.

TRASA
GALERIA

Można sobie porównać jak niektóre miejsca wyglądały rok temu: Galeria zeszłoroczna - dobrze obfotografowany jest m.in. staw krakowiański.

Brak komentarzy: