poniedziałek, 28 lipca 2008

Mazowsze Wschodnie 2008



Coś takiego mam, że lubię spokojne, odległe miejsca, z dala od zgiełku. Dlatego w sobotę (25.07.2008) wybrałem się na wyprawę rowerową. Motywacją była chęć ucieczki od codziennych problemów. Prawdę mówiąc mam w głowie od dawna plan kilku wypraw, jednak wybrałem przejazd przez Mazowsze Wschodnie uwzględniając prognozowany kierunek wiatru i pod tym względem był to trafny wybór.


Przed 7 rano, byłem już na peronie IV warszawskiego Dworca Zachodniego oczekując pociągu do Suwałk i litewskiego Szestokai. Ze mną na pociąg czeka spora grupka wczasowiczów, również rowerowych. Po wjechaniu pociągu szybko się okazało, że wagon rowerowy wylądował za peronem, specjalnie nie zastanawiając się od razu popędziłem do drzwi. Co prawda wejście z rowerem jest trudne, ale nie takie rzeczy się robiło. Na innych podróżnych jednak ta sytuacja wydała się na tyle ciekawa, że stałem się obiektem do fotografowania. Przy pomocy pewnego miłego starszego pana wgramoliłem się do środka z rowerem i jako pierwszy miałem możliwość wyboru dogodnego wieszaka dla mojego wehikułu.


dodatkowe atrakcje: wagon rowerowy za peronem

Punktualnie o 8.53 wysiadłem w Małkinii, miejsce to jest o tyle magiczne, że 3 miesiące temu nabawiłem się w tutejszym barze salmonelli. Właśnie powinien mijać okres kiedy jestem nosicielem... ;) Po przygotowaniach, równo o 9.00 ruszyłem w stronę Treblinki z niecierpliwością oczekując "słynnego" mostu na Bugu. Most ma na prawdę ciekawą historię, ale nawet ze względu na swoje walory konstrukcyjne wart jest zobaczenia. W 1887 roku otwarto linię kolejową Małkinia - Siedlce linia była dwutorowa i oczywiście szerokotorowa. W 1918 roku po odzyskaniu przez Polskę niepodległości tory przekuto na normalnotorowy prześwit. W 1945 roku most przez Bug został wysadzony i linia musiała czekać aż do 1971 roku, gdy otwarto nowy stalowo-drewniany most przy okazji zmniejszono liczbę torów do jednego. Przełomową datą był 1 kwietnia 1993 roku, gdy zawieszono na tej linii ruch pasażerski, a 4 lata później towarowy. A teraz co jest ciekawego w samym moście: jest to jedyna konstrukcja w Polsce (o której ja wiem) gdzie most o szerokości toru został zaadaptowany na potrzeby drogowe. Prawdopodobnie już od jego otwarcia poprowadzono przezeń drogę, przy moście była budka dróżnika, który otwierał lub zamykał szlabany w zależności czy przez most ma przejechać pociąg, czy mogą jechać auta. Konstrukcja była oświetlona latarniami (ostały się aczkolwiek nie świecą). Most cały czas jest własnością PKP, której nie zależy na jego remoncie w ten sposób po latach ograniczaniu jego dopuszczalnej nośności zamknięto przeprawę. Dzisiaj zastawione zapory pozwalają tylko na przechodzeniem po nim pieszym oraz przejeżdżanie jednośladom. Warto nadmienić że kilka lat temu tory na linii zostały rozebrane i pozostał jedynie krótki ich kawałek na samym moście. Remont mostu będzie oznaczał zerwanie tych śladów kolejnictwa.


most na Bugu

Po kontemplacji tego "zabytku" udałem się do pozostałości po obozie zagłady w Treblince. Nie będę się tutaj rozpisywał, uważam, że będąc w tamtych okolicach jest to miejsce obowiązkowe do zobaczenia.


pomnik w Treblince

Przedzierając się przez las dotarłem do asfaltowej drogi na Kosów Lacki, podążając pustymi asfaltami przez lokalne wsie dotarłem do Węgrowa. Tam przy szedł czas na obiad złożony z drożdżówki i maślanki. Długo tam nie zabawiłem ponieważ postanowiłem poważniej odpocząć na zamku w Liwiu: "[cytat z Wikipedia] ruiny gotyckiego zamku obronnego książąt mazowieckich wzniesionego przed 1429 r. Później gruntownie przebudowanego w XVI i XVII w., zniszczonego podczas potopu i wojny północnej. Zachowała się jedynie wieża bramna, część murów okalających i fundamenty Domu Dużego." Z powyższych powodów zamek nie zrobił na mnie dużego wrażenia, ale jak zapewnia obsługa będzie lepiej, bo są pieniądze na remont, który już trwa. Więcej emocji wzbudziła na mnie pobliska rzeka Liwiec - wprost prosi się o zorganizowanie na niej spływu...


Liw - zamek

W tym momencie zaliczyłem wszystkie punkty mojej wyprawy i obrałem kurs na Mińsk Mazowiecki skąd miałem mieć pociąg do domu. Mijając Kałuszyn zdecydowałem, żeby zboczyć z asfaltu i spróbować polnej drogi do Cegłowa. Na mapie wyglądała ciekawie, długa prosta, najpierw polna, później leśna. Rzeczywiście taka była, poza tym zupełnie odludna, wokół same łąki - iście mazowiecki krajobraz, mojej kontemplacji przyrody nie przerwał nawet naturysta na rowerze, którego zmuszony byłem wyprzedzić. Ten fakt jednak nie pozostał bez wpływu na mnie, okazało się, że w pewnym momencie przegapiłem skrzyżowanie i wpakowałem się w bagno, po krótki prowadzeniu roweru trafiłem na właściwą drogę.


mazowiecki krajobraz za Kałuszynem.

Wkrótce znalazłem się w Mińsku Mazowieckim, mimo przejechanych 110 km, czułem się świetnie. Decyzja o kierunku jazdy związana z wiatrem była bardzo dobrym pomysłem, gdybym tylko nie musiał być wcześniej w domu to dokręcibym bym na rowerze do domu, bijąc przy okazji swoją życiówkę :)


W Mińsku Mazowieckim

Już nie będę pisał, że wyprawa była udana, bo okazuje się, że każda taka jest :) Na pamiątkę pozostały wspomnienia, zdjęcia i dwa waypointy, które wkrótce zostaną opublikowane. Na moją psychikę wycieczka miała bardzo dobry skutek, ale jeszcze lepszy miała wyprawa niedzielna...

GALERIA
MAPA

1 komentarz:

Unknown pisze...

Bardzo edukujący news. Nie wiedziałem że była to linia dwutorowa, a tymbardziej szerokotorowa. WW most był jeszcze niedawno przejezdny (2006) dla wszelkich pojazdów nieszerszych niż 2m.
A sam Kosów Lacki i tamtejsze (szeroko rozumiane) rejony są tymi w które zawsze miło mi jechać :), aczkolwiek narazie niestety jeszcze mi to nie pisane...