poniedziałek, 19 listopada 2007

Relacja z alleya już jest!

Alleypiast Charakterystyczny(ch)
Nie od dziś wiadomo, że o wyniku na alleyu decyduje liczba błędów i pomyłek. Naszemu zespołowi w składzie Magda i Adam przydarzyły się dwa błędy i o dwa za dużo, żeby wygrać.

Ale zacznijmy od początku.

Grzesiek (organizator) od dawna zapowiadał, że chciałby dokończyć "mityczny" alley, jakim był Charakterystyczny. Chociaż sam w nim nie uczestniczyłem to liczne relacje, te ustne i pisemne, umacniały mnie w przekonaniu, że na tym wyścigu nie będzie łatwo. Już po samej zapowiedzi: "Potrzebne będzie (...) nieśliskie obuwie sportowe. Przydać się może (...) zamknięcie rowerowe" zacząłem się zastanawiać, co też nasz organizator we współpracy z agentami Z-1 i Z-3 wymyśli. Miałem kilka typów: nieśliskie obuwie - spodziewałem się chodzenia po jakichś dachach, zamknięcie rowerowe - na pewno będzie punkt w Tesco, no i jeszcze jednego byłem pewien: nie zabraknie punktu w Suchym Lesie. Na wyścigu okazało się, że moje zgadywanie nie do końca się sprawdziło. Wziąłem również buty na zmianę, jednak nie miałem czasu, aby ich użyć ;)
Sobota (17.11.2007) start o godz. 19, nam udaje się dotrzeć o 19.10, z przekonaniem, że i tak zdążymy ;) Nasze przewidywania się sprawdziły, opóźnienie tradycyjnie było. Mimo meczu Polska-Belgia na starcie zaskakuje dosyć spora liczba zawodników. Niestety okazuje się, że nie wszyscy są zdeterminowani ukończyć alleya. Razem ze szprychówkami dostajemy mapę Pruszkowa, Piastowa i okolic - genialny pomysł! Dzięki temu nie szkoda było mazać po mapie, a wszystkie punkty były na jednej stronie, tak więc łatwo było zaplanować optymalną trasę. Kilkanaście minut przed 20 jedziemy na ostatni punkt Charakterystycznego sprzed 2 lat, znajdował on się na terenie Tworkowskiego szpitala. Tam dostaję manifest zawierający lokalizację 10 punktów, do tego dojdą 2 punkty podane na trasie oraz bonus. Każdy bierze się za nanoszenie punktów na mapie, idzie to trochę opornie, bo z zimna długopis się zacina. Okazuje się, że lokalizacje są dosyć proste, obawy jednak wiążą się z zadaniami specjalnymi, które mają być na trasie m.in. w Regułach. Organizatorzy poczekali aż wszyscy zawodnicy będą gotowi i dali sygnał do startu.
Godzina 20 - start. Ruszyliśmy z Magdą jako pierwsi, kierując się po wyjeździe ze szpitala w kierunku Parku Potulickich, aby znaleźć charakterystyczne drzewo. Ku naszemu zdziwieniu za nami pojechał tylko Kemot, reszta wybrała inne warianty trasy. Trochę się zaniepokoiłem. ponieważ wydawało mi się, że nasz wariant jest najbardziej optymalny i prawie wszyscy tak pojadą. Przejeżdżamy przez mostek nad Utratą i jedziemy wzdłuż brzegu, po chwili ukazuje się zielony znicz. Zgodnie ze wskazówkami na starcie, zielony znicz ma oznaczać, że jesteśmy w pobliżu, natomiast czerwony, że znaleźliśmy punkt, dlatego też mijamy znicz i jedziemy dalej szukać czerwonego, jednak nic takiego nie widać. Wracamy więc do zielonego znicza i wtedy dopiero zauważamy że kartki są porozwieszane w trzech koszulkach znajdujących się na gałęziach pobliskiego drzewa. Biorę się za najwyższą gałąź, Magda za najniższą. Bez większych problemów udaje nam się zdobyć kartki. Zostaje jeszcze jedna gałąź, jest na takiej wysokości, że udaje mi się sięgnąć po koszulkę, niestety zostaje ona w moich rękach. Kładę ją więc na ziemi i jedziemy na następny punkt.
Według naszych planów, kierujemy się na Żbików, na skrzyżowanie Szarych Szeregów i Żbikowskiej. Jedziemy przez wiadukt, dalej w Mostową, mijamy glinianki i już jesteśmy na Szarych Szeregów. Idzie nam bardzo sprawnie, ponieważ kiedyś bardzo często pokonywałem tę trasę i znałem ją prawie na pamięć. Szarych Szeregów jest nieoświetlona i pełna dziur, więc jazda nią na pewno nie należy do najprzyjemniejszych, na szczęście już z daleka było widać zielony znicz, który dodawał nam otuchy. Punkt pod drzewem, znaleziony bez problemu.
Kolejny kierunek to boisko na Rajdowej w Konotopie. Rajdową znam, gorzej z boiskiem. Po dojeździe na asfalt naszym oczom ukazuje się grupka młodych tubylców, którzy bez trudu wskazują boisko. Po dojeździe na wskazane miejsce spotykamy Kosa i Xysia. Wskazówki na bramce, tak brzmiała podpowiedź. Okazało się, że czekało nas tam zadanie, które w pierwszej chwili zrozumieliśmy dosłownie. Otóż, zawierało ono kilka linijek komend w stylu "zrób krok do przodu", obróć się o 90 stopni" itd., tak więc zaczęliśmy skakać od bramki myśląc że doprowadzi nas to do właściwego punktu. Wkrótce jednak doczytaliśmy: "Jakie słowo wychodziłeś" - porażka! Zrobiliśmy z siebie idiotów przed Kosem i Xysiem ;) No cóż, zaczęliśmy zabawę od nowa, tym razem na siedząco i przy pomocy kartki i długopisu. Fatalnie nam jednak szło, po ok. 20 minutach mieliśmy niepewne dwie litery, T oraz A i resztę jakiś dziwnych krzaczków w stylu "sigma" lub "pi", nic nam z tego nie wychodziło. Postanowiliśmy więc porzucić to zdanie i skoncentrować się na następnym punkcie, który znajdował się pod schodami domu przy Prusa 3 w Piastowie.
Byłem prawie pewien, o który dom chodzi, więc znowu nie musiałem patrzeć na mapę. Wybieramy drogę na skróty, czyli nad "jaskinią echa", bliżej Piastowa. Przy mostku nad Żbikówką wjeżdżamy w duże błoto, które powoduje że się wywracam - ach te spd :/ Dalej w kierunku wiaduktu, w międzyczasie, otrzymujemy pierwszą relację z meczu: "Po 30 minutach jest 0:0". Po zjeździe z wiaduktu jedziemy ulicami Dworcową, Sienkiewicza do Prusa. Na miejscu szybko znajdujemy właściwy dom. Trochę trwają poszukiwania kartek pod schodami, nic jednak nie znajdujemy, postanawiamy więc poszukać drugich schodów. Udaje się: kartki są pod schodami z tyłu budynku. Nagle, odzywa się sygnał sms - jest 1:0 dla Polski. Następują w nas wtedy chwile zwątpienia - co my właściwie robimy? Jeździmy po nocy, chodząc po opuszczonych budynkach, zamiast oglądać mecz. Bez entuzjazmu ruszamy dalej, tym razem na Reguły.
Jadąc Regulską już się zaczynamy obawiać zadania na tym punkcie, mając wspomnienia z naszego skakania na boisku. Tym razem polegało ono na szukaniu kartek w pobliżu kolejnych drzew wzdłuż Alei Topolowej. Pierwsza kartka naklejona na drzewie wskazywała położenie następnej pod 175. drzewem. Postanawiamy, wiec policzyć ilość drzew po obu stronach ulicy. Wychodzi 32 i 38 topól, jak się okazało na mecie było ich 27 i 38, błąd ten nas kosztował sporo czasu i nerwów. Po krótkich obliczeniach lokalizujemy drzewo, pod którym miała się znajdować kartka. Niestety nic tam nie ma, postanawiamy się rozdzielić: Magda będzie szukała pod drzewami idąc w kierunku WKD Reguły, ja natomiast biorę drzewa w przeciwnym kierunku. Jak łatwo policzyć przy 175 drzewach i pomyłce w liczeniu kartka znajdowała się o 10 drzew dalej, tak więc nasze poszukiwania trwały dość długo, bo spodziewaliśmy się ich dobrego ukrycia, tak więc świeciliśmy latarkami po gałęziach, rozgrzebywaliśmy liście itd. Wreszcie udało się znaleźć kartkę - "wstecz o 32 drzewa". Byliśmy trochę zdezorientowani, ponieważ nie wiedzieliśmy co jest nie tak, że nasze poszukiwania idą tak kiepsko. Cofnęliśmy się więc o te 32 drzewa. Tutaj poszukiwania trwały krócej, bo pomyłka wynosiła tylko 5 drzew. Wkrótce otrzymaliśmy kolejny sms: jest już 2:0. W takich chwilach odczuwam totalne zrezygnowanie, kiedy coś nie idzie, a perspektywa oglądania meczu jest tak kusząca. Oczywiście nie na tyle, żeby się wycofać, jednak nie miałem motywacji, aby się jakoś specjalnie starać. Znajdujemy wreszcie karteczkę, po obliczeniach znowu lokalizujemy potencjalne drzewo. Zrezygnowanie sięga zenitu, kiedy okazuje się, że jest to drzewo, które już wcześniej obszukaliśmy w poszukiwaniu wcześniejszych karteczek. Co robić dalej? Obszukujemy jeszcze raz tę topolę i znowu szukamy pod kolejnymi drzewami, pod jednym znajdujemy zawiązany worek z liśćmi. Z nadzieją rozrywamy go, w środku oprócz liści znajduje się szmata, pamiętamy słowa Grześka na starcie, że niektóre punkty będą oznaczone szmatami, więc rozsypujemy liście. Znowu pudło. Szukamy więc dalej, jest wreszcie kolejna karteczka. Z liczby tam napisanej wnioskuję, że to powinno być któreś drzewo naprzeciwko. Już nie liczę dokładnie, bo to nie ma sensu. Biorę pierwsze drzewo na przeciwko i dalej szukam po kolei, dosyć szybko znajduję informację, że kartki są pod mostkiem obok znaku "teren zabudowany". Jedziemy na miejsce - wreszcie są! Cała operacja szukania kartek zajęła nam przynajmniej 30 minut. Ciężko jest wsiąść na rower po takim czasie, no ale powoli ruszamy na Komorów.
Dojeżdżając na plebanię zauważamy światła rowerów - to znowu Kosu i Xyś, znaleźli już kartki i szykują się do odjazdu. Pytamy się przy okazji o punkt z boiska. Dostajemy informację: tama na Utracie - jeszcze raz dzięki za to! :) Szybko lokalizuję spiżarnie, która okazuje się być ziemianką, świetnie wyglądał czerwony znicz w środku. Na kartkach odnajdujemy informacje o obowiązkowym punkcie w... Suchym Lesie - tego się spodziewałem :) Mamy się udać na opuszczone działki, nie wiedziałem o ich istnieniu, jednak wskazówki na kartkach są proste i bez problemu wiemy jak tam dojechać. Jak ruszyliśmy, Kosa i Xysia dawno już nie było widać. Kierujemy się jedyną drogą do Suchego Lasu, obok figurki kończy się asfalt. Jadę pierwszy i staram się nie wybierać dziur. Niestety jest to dosyć trudne, ze względu na kiepską przejrzystość powietrza tego wieczoru. Po pewnym czasie dojeżdżamy do ogrodzenia, przy którym według wskazówek powinny znajdować się szmaty i są, więc podążamy ich śladem, po pewnym czasie w oddali widzimy światła - to znowu Kosu z Xysiem. Po dojeździe na miejsce Kosu wręcza nam po kartce - też dziękujemy za to. Rozdzielamy się znowu, mimo że planujemy zrobić ten sam punkt, a więc kamień na rogu Turystycznej i Bugaj.
Szybko tracimy naszych przeciwników z zasięgu wzroku. Wracamy do figurki i dalej skręcamy w Leśną, przejeżdżamy obok zalewu i dojeżdżamy do Turystycznej. tam skręcamy w lewo, na miejscu już buszują Kosu z Xysiem. Informują nas, że znaleźli tylko pustą koszulkę, a po kartkach ani śladu. Szukamy więc razem, równocześnie próbując dodzwonić się do Grześka. Organizator jednak nie odbiera. Po chwili słyszę krzyk Magdy, obawiam się, że coś się stało. Na szczęście Magda znalazła punkt :) Chodziło o kamień, który był trochę dalej od skrzyżowania. W międzyczasie dzwoni Grzesiek, któremu zdaję relację z naszych poszukiwań. Słyszę że "nie jest źle". Opowiadam również o naszych kłopotach w Regułach - przepraszam za to, co wtedy powiedziałem ;) Znowu rozdzielamy się z Kosem i Xysiem i jedziemy na pole kukurydzy szczęśliwi, bo otrzymaliśmy informację o zakończeniu meczu.
Będąc już w połowie Alei Kasztanowej widzimy znicz przy drodze, po dojeździe na miejsce, w polu lokalizujemy następny. Magda zostaje przy rowerach, a ja ruszam przez pole (szkoda że skoszone). Niestety dalszych zniczy nie widać, postanawiam iść przed siebie. Wkrótce zauważam ledwo tlący się zielony znicz, znów idę przed siebie i znajduje również prawie już zgaszony czerwony i karteczki. Szybko wracam do Magdy, strzelamy sobie po batonie i ruszamy na Malichy.
Kolejny punkt to złamane drzewo na Utracie przy ścieżce z Malich na Pęcice. Nie spodziewałem się tego co tam zobaczyłem. Czerwony znicz palił się dosyć wysoko na pniu drzewa będącego po drugiej stronie rzeki. Na wodzie były resztki drzewa, które umożliwiały dotarcie tam bez zaliczenia kąpieli. Niestety, kiedy zacząłem wchodzić, okazało się, że nie byłem pierwszym, który próbował się tam dostać. Świadczyła o tym naruszona konstrukcja tej "kładki". Samo wejście na pień też było mocno utrudnione, ponieważ był on mocno spróchniały i trzeba było uważać, za co się łapie. Udało mi się jednak tam dostać bez większych problemów. Gorzej było z zejściem, na tyle, że część buta znalazła się pod wodą. Na szczęście w środku pozostało sucho. Decyzja co do dalszej jazdy to tama na Utracie.
Jedziemy cały czas wzdłuż rzeki, mijamy ogrodzenie terenu szpitalnego, dojeżdżamy do pierwszego mostku, weryfikujemy czy na pewno tam nie ma kartek. Jedziemy dalej, dojeżdżając do właściwej tamy. Kartki są po drugiej stronie. Dostajemy informacje o bonusie - ma on się znajdować na trzepaku pomiędzy tworkowskim kościołem a budynkiem psychiatrii sądowej. Wiemy gdzie jest kościół - tyle nam wystarczy.
Dojeżdżamy na jego tyły, naprzeciwko znajduje się ogrodzony teren, gdzie mieści się zamknięty pawilon, a obok jest trzepak. Bez wahania przechodzę przez siatkę, wchodzę na trzepak, jednak po kartkach nie ma śladu. Magda decyduje się wykonać telefon do organizatora. Okazuje się, że to nie ten trzepak. Wracam więc na rower i jedziemy dalej, po chwili, po lewej stronie znajdujemy konstrukcję przypominającą trzepak, jednak dla mnie jest to drabinka do ćwiczenia zwisania na rękach :) Zauważamy jednak tam kartki. "Dostęp tylko z góry" - tak brzmiała wskazówka na temat punktu, jednak dla mnie dostęp był z ziemi, a właściwie z roweru. Stojąc na pedałach zabrałem karteczki i byliśmy już gotowi odwiedzić ostatni punkt - wózek Tesco w Malichach.
Jadąc na miejsce mieliśmy obawy, czy o czymś nie zapomnieliśmy, ponieważ cały czas nie znaliśmy lokalizacji mety. Czyżbyśmy mieli takie szczęście, że poznamy ją na naszym ostatnim punkcie? Ze względów bezpieczeństwa jedziemy Sadową zamiast wzdłuż torów. Przejeżdżamy przez Okopową i wyjeżdżamy na otwarty teren. Po chwili zauważam, wysoko na drzewie znicz. Myślę sobie " O k...., jak wysoko, kto tam wtaszczył ten wózek?". Dojeżdżamy pod drzewo, wysokość robi jeszcze większe wrażanie. Zaczynam się wspinać, stwierdzam, że to drzewo nie zostało zaprojektowane do wspinania się po nim :D Po kłopotach z doborem gałęzi udaje mi się dostać na miejsce. Odczytuję karteczkę, na szczęcie jest tam lokalizacja mety - pub Przystań. Pomyślałem, że jest świetnie tylko jak ja teraz zejdę. Jakoś tam się udało, nawet bez specjalnych problemów.
Ruszamy już wreszcie do mety, bo kończył się już limit czasu. Po chwili jesteśmy przed pubem, gdzie wita nas zadowolony DNF. W środku już jest prawie cała ekipa, brakuje jeszcze Kosa i Xysia.
Podsumowując: alley był bardzo przyjemny, mało szukania (no może poza Regułami), dzięki temu był szybkościowy, sporo też zależało od strategii doboru trasy: nam wyszło 37,5 km, ciekawe ile wy mieliście? Jeszcze raz dziękuję organizatorom, Magdzie oraz reszcie zawodników. Do zobaczenia!


Brak komentarzy: