czwartek, 2 lipca 2009

Bike Orient 2009 - relacja

Koniec I etapu - zdjęcie zapożyczone z bloga organizatora

To miał być mój dzień. Rower po serwisie, ja po regeneracji z kilkudniowym odpoczynkiem od dłuższych dystansów. Miejsce w pierwszej dziesiątce pewne, a może i szanse, aby powalczyć o coś więcej.
Tak z pełnymi nadziejami przybyłem do Ręczna. Rzeczywistość była zgoła odmienna.
Początek wymarzony. Pogoda wspaniała, czyli ulewa. Tuż po starcie przypadkowo i zupełnie niezależnie od siebie razem z kolegą Lewanem wybieramy taki sam wariant i atakujemy Gajówkę Pilicę. Jak za starych czasów koło za kołem 37km/h po kałużach w tym momencie już wiedziałem, że nie będzie to dla nas wyścig indywidualny. Zrobimy sobie trening wspólnej jazdy przed Odyseją.
PK1 znaleziony bez większych problemów chociaż zamiast przez Gajówkę pojechaliśmy ścieżką obok, potem szybko brud i „trójka”, gdzie jesteśmy przed... sędzią. Na szczęście lampion przyjeżdża zaraz za nami.
To był koniec sukcesów. Dalsza część może posłużyć jako materiał szkoleniowy jak NIE należy się ścigać w maratonach na orientację.

Prędzej czy później każdy orientalista nauczy się kilku zasad, których niestosowanie może odbić się na wyniku. Pomimo tego, że owe „reguły” znam i stosuję to tego dnia cofnąłem się w moim orientalistycznym rozwoju przynajmniej o rok.

1. Obserwuj mapę podczas jazdy
Mój start to ewidentny przykład jak można skończyć nie zerkając na mapę zbyt często. Nie dość, że można „przejechać” punkt, nie rzadko zdarza się wyjechać po prostu w innym kierunku niż ten który się zamierzało. I tak jadąc z PK10 na PK5 z planem zaatakowania kładki we wsi Szarbsko można wyjechać w środku wsi zamiast bezpośrednio z lasu przymierzyć się do wspomnianej kładki oszczędzając może i kilometr. Piękne krajobrazy podczas przekraczania Pilicy nie powinny zawracać w głowie, bo szukanie „okrągłej kępy drzew” może się zacząć kilkaset metrów za wcześnie i trwać zdecydowanie za długo.
W poszukiwaniu okrągłej kępy - zdjęcie zapożyczone z galerii użytkownika owca

2.Używaj kompasu
Prawda oczywista. W przypadku nawet najmniejszych wątpliwości warto zerknąć to magiczne urządzenie. Wypada również zrobić to kontrolnie co jakiś czas. Nie zliczę ile to razy pojechałem w kierunku nawet przeciwnym niż założony. Dobitnym przykładem jest „trzynastka” z mitycznym szybem solnym. W poszukiwaniu punktu przy leśniczówce wybrałem niewłaściwą drogę. Trwając przez 30 minut w przekonaniu, że to była ta właściwa. Co więcej próbowałem sobie dopasować mapę do tego co widzę w rzeczywistości i nawet mi to wychodziło (przyjmując poprawkę, że tutaj las kiedyś był i na mapie jest, ale teraz go wycięli, a tutaj nie było, ale go zasadzili). Gdy zrezygnowany czasie spotkałem ekipę dwóch innych zawodników przekonanych, że znają trasę również nie patrzyłem na mapę. Rezultat przejechałem punkt i szukałem lampionu znowu prawie kilometr za daleko. Gdy po prawie godzinie znalazłem szyb, zdenerwowanie przechodzące we wściekłość ograniczało moją poczytalność nie mówiąc już, że zbliżało do samobójstwa w celu eliminacji osobnika mniej roztropnego.

3.Mierz odległości na mapie.
Linijka to czasami rzecz wręcz niezbędna. 1 cm = 500 m – zapamiętać i przeliczać, kiedy tylko można. Do prawidłowego działania całego systemu niezbędny jest prawidłowo skalibrowany licznik. W moim przypadku licznik prawidłowo skalibrowany, linijka w dostępnym miejscu. Testowe pomiary wskazują średni błąd w terenie 15 metrów. Super, nic tylko korzystać. Korzystałem, ale oczywiście za rzadko. Szkoda czasu na wymienianie wszystkich pomyłek.

4.Oszczędzaj czas na punktach
Na punkcie kontrolnym podbij kartę i ruszaj dalej. Nawigować, jeść czy pić możesz już podczas jazdy. Tak to już jest, że jak się jedzie z kumplem to względy towarzyskie przeważają. Na „dwójce” tracimy dwie pozycje, bo musimy się napić, przejażdżka krypą kosztuje nas przynajmniej jedno miejsce. Co z tego, że później je nadrabiamy jak musimy włożyć w to więcej pary. Ale już szczytem lenistwa tylko trochę usprawiedliwionym był PK15. Lewan zrywa łańcuch a ja idę w ustronne miejsce, a potem debaty nad naszą sytuacją... o kilkanaście minut za dużo.
Na krypie, zdjęcie zapożyczone z galerii www.fotorogalski.pl

5.Jak już masz pytać miejscowych o drogę to rób to umiejętnie
Miejscowi dużo wiedzą, ale pytania do nich muszą być precyzyjne i raczej nie powinny zawierać skomplikowanego, technicznego słownictwa. Jeśli tubylec plącze się w zeznaniach należy znaleźć następnego lub najlepiej samemu dojść do prawdy. Niedobór cukru, myśl o bufecie i kończący się czas to żadne usprawiedliwienie tego, że zamiast o „kładkę” pytam się o „most” miejscowego kibica we wsi Chałupy. „Za sklepem w lewo, ubitą drogą”. Nie wiem co sobie myślałem, może to, że dwie przeprawy nie mogą być tak blisko siebie. W rezultacie po przejeździe przez most i zorientowaniu się, że punkt jest jednak dobry kilometr do tyłu. Padły ostre epitety.

Rezultat tej modelowej jazdy to 24. miejsce. Jeden punkt opuszczony. Powrót na najwyższych obrotach, ze skórczami łydek i marzeniami o prysznicu.

Ale czy tak zapamiętam Bike Orient 2009? Nie tylko. Głównie rzuciła mi się w oczy atrakcyjna i odludna okolica, prawdziwy orient. Z rzadka występujące wsie pełne były ludzi przyglądających się i kibicujących nam, zawodnikom. Takiej ilości i jakości kibicowania na moją cześć nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek miał.
Pierwsza przeprawa przez Pilicę - zdjęcie zapożyczone z galerii powyścigowej

Bike Orient to również Organizatorzy, którzy całą imprezę rozegrali perfekcyjnie. Począwszy od trasy, technicznej, ale dającej dużo radości z jazdy. Kończąc na oprawie powyścigowej o której mogę tylko niestety poczytać, bo zaganiany obowiązkami zmuszony byłem wracać do domu już w sobotni wieczór.

Do zobaczenia za rok Bike Orient, a trochę wcześniej na WaypointRace 2010 ;)

Brak komentarzy: