sobota, 31 maja 2008

Waypointrace - podejmij wyzwanie!


  • mieszkasz w Pruszkowie lub okolicach i myślisz że nie ma tutaj ciekawych miejsc
  • jeździłeś na rowerowe wycieczki, ale wyczerpały Ci się pomysły na wyprawy
  • myślisz że pod Warszawą mamy tylko nudne tereny
Zmień to!!! Podejmij wyzwanie!!!

Już 31 maja 2008 w Pruszkowie odbędzie się pierwszy rowerowy wyścig na orientację. WaypointRace. Kilka kategorii sprawi, że każdy znajdzie coś dla siebie. Atrakcyjne nagrody zadowolą nawet najwybredniejszych weteranów imprez rowerowych.

Zarejestruj się już dzisiaj! Pochwal się przed znajomymi swoim numerem startowym.
Darmowa rejestracja

piątek, 23 maja 2008

Memento mori, Wioletta


Wszystko zaczęło się prawie tydzień temu, w sobotę podczas imprezy poalleyowej. Zerozeroseven, który akurat nie brał udziału w ściganiu poinformował mnie, że Wioletta chce się ze mną skontaktować. Ogarnęło mnie duże zdziwienie: "Jaka Wioletta?", zapytałem. "No Gurecka, Wioletta Gurecka. Napisała mi maila", odpowiedział 007. W jego tonie odczułem zazdrość. Wiadomo, to Zerezeroseven poznał mnie z Wiolą, pewnie czuje się teraz trochę nieswojo. Przez resztę imprezy nachodziły mnie myśli, co ona może ode mnie chcieć. Wioletta to wspaniała kobieta. Odmieniła moje życie, ale od naszego ostatniego i zarazem jedynego spotkania minął ponad rok.
Następnego dnia rano dostałem sms. Nadawca "Gurecka W.", otwieram wiadomość z napięciem "Hej to Wiola. Tęsknię za Tobą. Spotkajmy się tam gdzie ostatnio. Zapewnię Ci ekstremalne wrażenia". Ta enigmatyczna wiadomość jeszcze bardziej mnie skonfundowała. Zastanawiałem się, dlaczego nie skontaktowała się ze mną wcześniej. Chociaż to raczej ja powinien do niej zadzwonić. Muszę przyznać: olałem ją, ale wydawało mi się, że miałem powód. Tuż po naszej wspaniałej randce dostałem anonimową informację "Wioletta Gurecka to k.....". Perspektywa bycia z kobietą uprawiającą najstarszy zawód świata nie była zbyt kusząca tym bardziej, że na oku miałem wtedy inną "partię". "No dobrze", pomyślałem "muszę coś odpisać". Raz kozie śmierć, postanowiłem przyjąć zaproszenie, ale nie chciałem, żeby myślała, że jestem "łatwy". Zaproponowałem spotkanie dopiero w czwartek. W Boże Ciało powinno się kręcić mniej osób, może nikt mnie z nią nie zobaczy. Nie musiałem długo czekać, za chwilę dostałem wiadomość "OK, w czwartek o 18.00. Czekam!". Ja też z niecierpliwością czekałem czwartku. "Co też ona dla mnie przygotowała?" Ta myśl przewijała się bez przerwy w mojej głowie.
Czwartek, godzina 17.00 - ruszam, oczywiście na rowerze. Jechałem przez Pruszków, Krosnę i Płochocin. W międzyczasie przypominałem sobie wydarzenia sprzed ponad roku:
007 chciał mnie poznać z pewną kobietą, wiedział, że wtedy akurat nikogo nie miałem. "Jest tego warta i jest chętna" mówił. Co miałem wtedy do stracenia? Postanowiłem spróbować, miejsce spotkania zostało ustalone dosyć nietypowo, bo przez współrzędne geograficzne. Okazało się, że jest to most kolejowy nad Utratą pomiędzy Józefowem a Błoniem. Jedno musiałem przyznać, że Wioletta chyba czytała w moich myślach, klimat kolejowy działa na mnie pobudzająco :) Nie znałem wtedy tego miejsca toteż postanowiłem zrobić najazd od strony południowej. W rezultacie wylądowałem na "wyspie" stworzonej przez łączące się koryta Utraty i Rokitnicy. Miałem nadzieję, że tej wpadki Wioletta nie widziała. Byłbym pewnie u niej spalony.


Im bliżej byłem miejsca spotkania tym bardziej się niepokoiłem. Nadal wracałem myślami do tamtych wydarzeń:
Pamiętam jak ją zobaczyłem. Stała na brzegu od strony północnej, miała taką białą sukienkę ze wstawkami niebiesko-zielonymi. Wyglądała bosko. Dalszą część spotkania pominę, bo nie nadaje się do publicznej prezentacji :) Na zakończenie tego romantycznego spotkania napisała na moście swój numer telefonu. "Dzięki temu nigdy nie zapomnimy tego miejsca", wspomniała....

Dotarłem wreszcie do mostu. Po północnej stronie, tam gdzie wtedy odbyło się nasze namiętne spotkanie stoi jakiś wędkarz. Pomyślałem, że Wiola pewnie stoi z drugiej strony. Jednak i tam jej nie było. Zacząłem się niepokoić, wszedłem na most, postanowiłem rozejrzeć się z góry. Ani śladu dziewczyny. Spróbuję spojrzeć od strony Błonia, pomyślałem i tak też zrobiłem. Zszedłem pod sam brzeg i... zobaczyłem ją. Była w jakiś dziwaczny sposób przymocowana do bocznej części mostu, dokładnie po środku Utraty. Po chwili zauważyła mnie. "Uratuj mnie, Adaś. Wynagrodzę Ci to!". Muszę przyznać, że Wiola ma specyficzne poczucie przyjemności. Zacząłem się trochę bać, nie wyglądało to na bezpieczne. Ale nagroda, jaka mnie po tym miała czekać napędzała moją chęć "uratowania" tej białogłowy. Wróciłem na drogą stronę brzegu, zastanawiając się jak ona mogła się tam przywiązać sama. "Czas zacząć" pomyślałem. Drogę jaką mam pokonać przestraszyłaby chyba samego Spidermana. Pionowa ściana, na dole wąska "półka" na której można stanąć skrawkiem stopy, ale najgorsze to mocno ograniczone możliwości złapania się czegokolwiek. "Zaraz spadnę!" zaczęła wykrzykiwać Wiola, miało mnie to chyba pobudzić, ale wywoływało we mnie jeszcze większy lęk - przecież sam mogę spaść. Na początku szło dobrze, nawet za dobrze. Tuż nad brzegiem doszedłem do nitowanej części konstrukcji, wtedy też zachwiałem się, serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Po krótkim zastanowieniu postanowiłem odpuścić, tym bardziej, że moje bloki w butach nie pomagały w pokonywaniu dystansu. Wróciłem na ziemię. I krzyknąłem do Wioletty "Memento mori".
Nie wiem czy zrozumiała, ale ja mam dla kogo żyć i dla takiej kobiety nie zamierzam ryzykować. Teraz tylko się zastanawiam, czy Wioletta znajdzie swojego bohatera.

niedziela, 18 maja 2008

Błonie i okolice

Sobotnia (17.05.2008) wycieczka zaowocowała małym przewodnikiem po Błoniu. Otóż postanowiłem pokazać typowemu rowerzyście najkrótszą trasę ukazującą wg mnie najciekawsze obiekty w Błoniu.

Wyświetl większą mapę
Wizyta w Błoniu może być tym bardziej atrakcyjna, gdy wkrótce ogłoszę pierwszego błońskiego waypointa :)

Nawiązując do mojej wyprawy, z Błonia pojechałem do miejscowości o ciekawej nazwie - Pass. Na miejscu okazało się, że informacje, które miałem zawarte w swoich materiałach są trochę nieaktualne. Na drodze z Błonia do Passu miały być pola - są ogromne hale , głównie produkcyjne. Miał być zrujnowany pałac - jest odnowiony i niedostępny dworek. Natomiast znalazłem obiekt do eksploracji - stara kotłownia :)


Ostatnim etapem wycieczki była wizyta w Instytucie Budownictwa Mechanizacji i Elektryfikacji Rolnictwa w Kłudzienku. Obiekt po części opisany jest tutaj. Ja od siebie dodam, że teren robi niezłe wrażenie. Brzydota jest przejmująca, warto zatrzymać się tam na dłuższy czas i pozwiedzać ;)


GALERIA

sobota, 17 maja 2008

Alleycat Niezapominajka

W sobotę 17 maja zapraszamy na Alleypiasta Niezapominajkę! Start z parkingu przed Szpitalem Powiatowym w Pruszkowie (Ul. Armii Krajowej 2/4) o godzinie 18. Alleycat ten z założenia ma być łatwy, miły i przyjemny :) Mogą przydać się długopisy. Wpisowe w wysokości 5zł w całości przeznaczone będzie na nagrody oraz powyścigowe ognisko.

Alleypiast Niezapominajka – nie zapomnij powiedzieć znajomym!

#286, 287, 294, 298, 300, 301, 302, 303

To numerki waypointów zdobytych przeze mnie w przeciągu 6 dni od 11 do 16 maja. Odbyłem w tym czasie 4 wyprawy rowerowe i jedną wycieczkę pieszą. Na każdej z nich byłem wyposażony w zestaw plakatów WaypointRace, dzięki czemu teren oplakatowany znaczenie się powiększył.

Wszystko zaczęło się w niedzielę (11 maja) kiedy wybrałem się do Leszna, a stamtąd do Starych Babic. Po drodze oznaczyłem słup wiorstowy w Józefowie. W Lesznie odnalezienie topoli zajęło mi trochę czasu, jednak w końcu po kilku próbach namierzyłem wjazd do parku w którym akurat odbywały się zawody wędkarskie. Sama topola nie jest specjalnie wyróżniona, nie licząc otaczającego ją płotka. Tabliczki informacyjnej też nie ma. Lokalny wędkarz poinformował mnie, że już 3 tabliczki zostały zniszczone. Natomiast w trakcie robienia zdjęć inny przechodzień pokazał mi lokalizację bardzo interesującej huby.


W dalszej drodze nawiedziłem jeszcze Obiekt radiolokacyjny i pomimo spędzenie około 30 minut nie znalazłem kodu.

Następnego dnia, korzystając z mojej obecności w okolicach Dolinki Szwajcarskiej przeszedłem się w celu zdobycia waypointa nr 302 "Patriarsze Prudy wg Wojtyszki".

Po dniu przerwy, w środę postanowiłem odwiedzić Mosznę. Przemyślałem w domu cały plan ataku i byłem dobrej myśli. Ale żeby wykorzystać atuty zaciemnienia postanowiłem najpierw pojechać do Łaźniewa i zdobyć tamtejszy Jaz. Obyło się bez problemów. Wreszcie przyszedł czas na
Mosznę. Plan był taki, aby sforsować ogrodzenie od wschodu. Poszło łatwiej niż się wydawało, ponieważ zlokalizowałem otwór w ogrodzeniu. Niestety z drugiej strony płotu pilnowały dwa psy, które od razu na mój widok wszczęły alarm. Ja się jednak łatwo nie poddaję. Postanowiłem "wykiwać" tych "strażników". Odszedłem na pewną odległość i wróciłem po kilku minutach - teren okazał się już czysty. Teraz czas na drugą część planu - podejście do komina. Przyczajony między drzewami i krzakami dyskretnie zbliżałem się do tej budowli. Gdy znalazłem się w pozycji takiej, że po lewej miałem komin, a na wprost owaypointowany wylot wentylacji przyszła pora na wdrożenie części trzeciej planu. Był to najtrudniejszy etap, postanowiłem te 50 metrów dzielących mnie od vlepki pokonać na czworaka, kryjąc się w zaroślach. Oczywiście byłem do tego przygotowany: zniszczone spodnie do zadań specjalnych i rękawiczki rowerowe. Poszło gładko, chociaż miałem małe obawy kiedy nagle pojawiła się wywrotka. Na szczęście tylko przejeżdżała. Kiedy sczytywałem kod nagle od głównej bramy nadjeżdżały dwa samochody. Postanowiłem siedzieć bezruchu i czekać aż odjadą. Zgodnie z moim przewidywaniami skręciły wcześniej i kiedy stwierdziłem, że nikogo nie ma na horyzoncie wróciłem w taki sam sposób jak przyszedłem. Ogólnie było to chyba najbardziej emocjonujące zdobycie waypointa przeze mnie.

Następnego dnia odbyłem krótką wyprawę do Stawów Raszyńskich i Falent, gdzie odnalazłem waypointa na bramie. Jego umieszczenie zapewnia dużo zabawy przy zdobywaniu, tym bardziej, że stan budowli wprost zachęca do wspinania się na nią.


W piątek postanowiłem zrobić sobie wycieczkę szlakiem ambonowym. I tak jadąc do celu ulicą Pieczarkową na tyłach Lasów Nadarzyńskich po prawej stronie ujrzałem kompleks ruin z białej cegły. Ich przeznaczenie wydało mi się na tyle tajemnicze, że postanowiłem ustawić tam waypointa. Po krótkiej eksploracji podążyłem do Ambony (#300). Niestety obiekt okazał się okupowany przez uzbrojonego strażnika. Cyt z komentarza pod #300:
Przestrzegam przed odwiedzinami wieczornymi, ponieważ właśnie wtedy panowie myśliwi uprawiają swój sport.
Próbowałem się dogadać z jednym z nich okupujących awaypointowaną ambonę. Ale na moje słowo: "przepraszam", miły pan myśliwy odparł "idź pan stąd". :|
Nie pozostało mi nic innego jak wyczekiwać kiedy zabawa dobiegnie końca i ambona opustoszeje. Pokręciłem się trochę po okolicy, następnie usiadłem w krzakach i liczyłem, że moja teoria jakoby w nocy się niepoluje była słuszna.
Udało się. Dokładnie o godzinie 21.15 terenowa Łada z załogą myśliwską opuściła swoje tereny łowne i ja mogłem przystąpić do eksploracji.
W nagrodę za trud zabrałem sobie łuskę. Panowie strzelają amunicją z pioneckich zakładów Panam, kaliber 16mm ;)




W międzyczasie odwiedziłem jeszcze domek z ogródkiem, czyli #303. Miejsce nadzwyczaj urokliwe, tym bardziej o tej porze. Pachnący bez, cisza i spokój to działa na mnie kojąco :D

Efektem zdobyczy tego tygodnia było objęcie przeze mnie pozycji lidera w zmaganiach WaypointGame.

GALERIA

czwartek, 15 maja 2008

Chełmońska wyprawa

Już wczoraj nastąpił debiut Magdy na łamach Gazety WPR jak autorki wypraw WaypointGame. Ja zdradzę kulisy wyprawy która była miała za zadanie ostatecznie zweryfikować dobór trasy oraz przygotować dokumentację fotograficzną do publikacji. Celem pośrednim było rozwieszenie plakatów przed zbliżającym się wyścigiem WaypointRace.

Wyprawa miała miejsce w sobotę (10 maja 2008) ruszyliśmy z Nowej Wsi wzdłuż torów WKD do samego Grodziska, po drodze rozwieszając plakaty. Po odbiciu od torów kolejki zrobiliśmy małą rundkę po Grodzisku, połączoną z przerwą śniadaniową. Nie obyło sie też bez zerknięcia na pomnik bohatera wyprawy - Chełmońskiego.


Adamowizna

Następnym punktem docelowym była Adamowizna i dworek w którym artysta zamieszkiwał. Właściwie zerknęliśmy tylko, ponieważ posiadłość znajduje się w rękach prywatnych. Warto tutaj wspomnieć, że spotkaliśmy miłego pana - poetę, którego imienia niestety nie pamiętam. Dał na swoją wizytówkę, a od nas dostał ulotkę WPRu. Po krótkiej rozmowie ruszyliśmy do Radziejowic, drogą trochę zawiłą, acz ciekawą. Magda poprowadziła chyba tylko sobie znaną ścieżką nad rzeką Mrówną. Udało mi się wypatrzeć w zaroślach drewniane, nieużywane koło młyńskie (myślę, że w niedługiej przyszłości zostanie waypointem). Z Kuklówki do radziejowickiego pałacu jechaliśmy niestety główną drogą wśród dużej ilości tirów.


Radziejowice

W Radziejowicach zdaliśmy sobie sprawę, że mamy bardzo mało czasu. Przejechaliśmy szosę Katowicką i popędziliśmy do Skuł przez dosyć interesujące i zapomniane szutrowe drogi.


W drodze do Skuł

W Skułach mieliśmy chwilę na spojrzenia na drewniany kościół oraz oznaczyliśmy waypointa na ruinach młyna. Następnie, nie tracąc czasu popędziliśmy do Żelechowa. Tuż po nawiedzeniu grobu Chełmońskiego aura znacząco się pogorszyła. Zaczął wiać silny wiatr i podać deszcz. I w takiej pogodzie wróciliśmy przez Siestrzeń i Książenice.



MAPA
GALERIA

środa, 14 maja 2008

Zakończenie WaypointGame 1!

Nowy system WPG działa już dobre dwa tygodnie i jak dotąd sprawuje się bardzo dobrze. Ja natomiast nie zrobiłem jeszcze krótkiej statystyki moich działań w drugim sezonie WaypointGame:
  • Ilość zdobytych waypointów: 48/72 (66,7%)
  • Ilość oznaczonych waypointów: 22/72 (30,5%)

Tak niska ilość zdobytych waypointów wynika głównie z większej niż w pierwszym sezonie ilości waypointów dalekich.

Natomiast statystyka całych 401 dni WaypointGame 1 to:
  • Ilość zdobytych waypointów: 252/285 (88%)
  • Ilość oznaczonych waypointów: 93/285 (33%)
Przy okazji ogłaszam zawieszenie prac związanych z mapką WPG ze względu na brak czasu, jak i jej substytut jaki istnieje w systemie WPG.

Do zobaczenia na szlakach WPG!

poniedziałek, 12 maja 2008

Pierwszy objazd w WPG2

Tydzień temu, tuż po powrocie z Majówki ruszyłem na 52-kilometrową wyprawę w celu objazdu najbliższych waypointów w nowym już systemie Waypointgame. Sama jazda sprawiała mi ogromną przyjemność, głównie z powodu braku sakw i poczucia większej siły w nogach.

Zaczęło się gładko, szybko dotarłem do spichlerza w Mosznie, gdzie bez trudy zlokalizowałem miejsce naklejenia kodu. Jako, że budynek był mi dość dobrze znany postanowiłem nie tracić czasu i udać się w dalszą trasę. Ku mojemu zdziwieniu na przeciwko spichlerza znajduje się opuszczone siedlisko. Jednakże krótka eksploracja nie wykazała żadnych nadzwyczaj interesujących rzeczy.


Następnie postanowiłem sprawdzić dojazd na teren EC od strony południowej. Zostałem jednak powitany przez stado 6 psów, które umieją bardzo skutecznie szczekać. Salwowałem się ucieczką przez dosyć zarośnięte tereny. W rezultacie wylądowałem na dość zabłoconym polu. Dalszą część wyprawy musiałem prowadzić z błotem pomiędzy hamulcami a kołem.


Kolejne etapy wycieczki szły dosyć gładko. Bez większych problemów zlokalizowałem kod na podkładach kolejowych. Siedlisko w Falęcinie było mi już znane, tak więc też poszło szybko.


Natomiast małe trudności sprawił mi waypoint ambonowy. Nie dość, że miałem drobne problemy nawigacyjne, aby z okolic Brwinowa przedostać się w okolice Książenic, to do samej ambony zabrałem się od złej (północnej strony). Ale nie ma tego złego... dzięki temu poznałem całe zagłębie ambonowe naliczając 4 tego typu obiekty :)


Nie minęło 5 minut od zdobycia kodu jak zaczął padać deszcz przechodzący w ulewę. Zakończeniem tego pokazu sił natury był grad i to czasami trochę bolesny. Tutaj też muszę zauważyć plusy - mój zabłocony rower stał się czysty, chociaż łańcuch zaczął dawać znaki o tym, że nie za bardzo mu się podoba taka praca.

Ostatni etap to kolejna ambona, tym razem budowla zyskała tytuł alleypiastowej. Aż głupio się przyznać, ale obiekt był mi nie znany wcześniej, a szkoda, bo stoi w dosyć urokliwym miejscu.


W taki sposób zrealizowana wyprawa dała mi 1 miejsce tego dnia w ogólnej klasyfikacji WPG.

GALERIA
MAPA

niedziela, 11 maja 2008

Wizyty na blogu - podsumowanie kwietnia

Małe podsumowanie kwietniowych wizyt na blogu.
Widać już pewną tendencję. Ilość wizyt spadła o około 20% w stosunku do przednich miesięcy. Wzrósł odsetek wejść przez wyszukiwarkę Google. Ponadto większość tego typu odwiedzin ma na celu znalezienie informacji o atrakcjach turystycznych okolic :) Akurat z tego faktu bardzo się cieszę.
- wejść na blog: 396
- najwięcej dziennie: 24 - 10, 14 kwietnia
- 40% wizyt odbyło się przez wyszukiwarkę google
- 6,5% wizyt odbyło się z poza Polski
- w przeglądarkach króluje Firefox 54%, w platformach Windows XP 85%).

Słowa kluczowe - czyli co ludzie wpisują w google:
- zdjęcia komina w pruszkowie
- 18 to wieczny dwór w ożarowie
- pusta koszulka
- najwyższe wzniesienie pruszkowa
- WENECJA MAZOWSZA
- preharp wyniki
- opuszczone+jednostki+wojskowe
- wysypisko śmieci raszyn

sobota, 10 maja 2008

Majówka 2008

Kolejny z serii opóźnionych postów :)

Gdy większość znajomych rozkoszowało się urokami weekendu majowego w okolicach domu oraz świętowało zakończenie ważnego etapu w Waypointgame, ja pedałowałem po Pomorzu Zachodnim.
Wszystko zaczęło się w środę (30 maja) o godzinie 21.30 na warszawskim dworcu wschodnim. Tam po skompletowaniu części ekipy, w składzie czteroosobowym udaliśmy się na peron, aby złapać dogodne miejsce siedzące w pociągu do Szczecina. Dzięki sprytowi trafiliśmy prawie wolny przedział i do samego Szczecina mieliśmy komfort w stosunku do większości współpasażerów, którzy okupowali korytarz. W stolicy zachodniego Pomorza mieliśmy kilka minut na przesiadkę na świnoujską osobówkę. Tutaj już nie było tak wesoło, półtoragodzinna podróż odbyła się na stojąco.
Wtedy też za oknem ujrzeliśmy pierwsze krople deszczu które z każdy kilometrem przybliżającym nas do morza stawały się coraz bardziej intensywne. W rezultacie, arbitralnie doszliśmy do wniosku że sensownie będzie wysiąść już w Międzyzdrojach. Pierwsza guma trafiła się już na peronie międzyzdrojskiego kurortu. Jednak nie ma tego złego..., po skończeniu napraw deszcz ustał. (co prawda lał jeszcze po drodze, ale wtedy było nam już wszystko jedno) :)



Nastał więc czas aby uroczyście rozpocząć wyprawę majową. Pierwszym jej etapem był objazd Międzyzdrojów i samej wyspy Wolin. Z bogatego programu warto wspomnieć: molo i Aleję Gwiazd w Międzyzdrojach, bazę wyrzutni V3 czy jeziorko Turkusowe w Wolińskim Parku Narodowym. Zaliczyliśmy też najwyższy klif na polskim wybrzeżu (98 m)



Dalsza część dnia pod względem trasy nie była zbyt urozmaicona, nie licząc odcinków bardzo błotnych, których założeniem było skrócenie trasy :) Około godziny 18 dotarliśmy do Pobierowa, gdzie czekała na nas już nasza druga połowa i od tej pory nasz team liczył 7 kolarzy :) Nocleg w miejscowym PTSM odbył się bez specjalnych ekscesów, ale takich też baliśmy się urządzać ze względu na dosyć restrykcyjny regulamin :)



Kolejny dzień rozpoczął się od centrowania przedniego koła, które doznało mocnego wstrząsu jeszcze dnia poprzedniego w okolicach super-klifu :) Następnie zaliczyliśmy plażowanie w Rewalu tuż po tym jak obfociliśmy przyjazd wąskotorowej kolejki do Trzęsacza.



Od Pogorzelicy zakończyliśmy obcowanie z morskimi kurortami i obraliśmy kierunek na Puszczę Koszalińską przez Gryfice. Właśnie jakieś 10 km przed Gryficami nagle, w miejscowości Otok wyłonił się zrujnowany pałac. Obiekt, którego oznaczenia nie powstydziłby żaden waypointowiec :)



Z Gryfic pojechaliśmy dokładnie na wschód ok. 25 km i po niezbyt intensywnym poszukiwaniu znaleźliśmy zapomniane jeziorko w środku lasu. Nocleg w takich warunkach był naszym (a na pewno moim) marzeniem :)



W pozytywny nastrój następnego dnia wprawiła nas ogniskowa jajecznica z wiejskich jaj. Następnie po jak zwykle żmudnym pakowaniu udaliśmy się w kierunku Puszczy Goleniowskiej. Plan był taki, aby jak największą część trasy przebyć drogami nieasfaltowymi i to się udało. Jednak taki założenie wiąże się zawsze z ryzykiem. Nam przytrafił się zniszczony most, zarośnięta droga i zalana przez ogromne kałuże droga.



W czasie jazdy na domniemane tereny noclegowe zupełnie przypadkowo trafiliśmy na dawny niemiecki cmentarz. Prawie jak Koszajec :)
Namioty rozbiliśmy znowu nad jeziorem około 15 km przed Goleniowem. Muszę przyznać, że tej nocy obniżyliśmy chyba przyrost naturalny w gminie, bo owe jezioro jest prawdopodbnie jednym ulubionych miejsc "schadzek" o czym się przekonaliśmy niechybnie przekonaliśmy tej nocy.



Ostatni dzień majówki miał się zakończyć w Szczecinie, a właściwie w pociągu ze Szczecina. Aby zdążyć jeszcze zobaczyć starówkę, czy cokolwiek innego wartego naszego czasu postanowiliśmy żwawo pedałować. Szło dobrze do momentu spotkania z ... dzikami. Rzekomo oswojone zwierzęta, które właściciel wypuścił, aby się "popasły" przy drodze nie były zbytnio zadowolone z tego, że służą za modele na naszej sesji fotograficznej. Locha dała sygnał i 6 mały dziczków zaczęło pościg, mama za nimi. Takie stado wyciąga nawet 24 km/h więc radzę w takich sytuacjach uważać :) Skoro piszę ten post, więc się udało i niebezpieczeństwo zostało zażegnane.



Do Szczecina dotarliśmy jadąc obok Zalewu Wiślanego tereny przypominały mi trochę ubiegłoroczną mazurską wyprawę i przejazd przez Żuławy Wiślane. Sam Szczecin zaskoczył mnie trochę negatywnie pod względem starówkowym, ale przewodnikowe miejsca zostały zaliczone. Katedra, Zamek Książąt Pomorskich i pięknie prezentujące się o zachodzie słońca Wały Chrobrego.



Majówka zakończyła się dla mnie o godzinie 6.00 w poniedziałek na dworcu zachodnim po podróży totalnie załadowanym pociągiem. Na szczęście znów dla nas z miejscami siedzącymi :)

Podziękowania dla:
- Artysty, za zaproszenie i plan wyjazdu;
- Agaty, za wyśmienite posiłki;
- Maćka, za klucz do szprych,
- wszystkich uczestników, za towarzystwo i pomóc na trasie.

Zachęcam do zapoznania się z dodatkowymi materiałami:
MAPA
GALERIA
GALERIA 2

poniedziałek, 5 maja 2008

Spichlerzowa Wyprawa



Dzisiaj rano wróciłem z majówki na Pomorzu Zachodnim. Wiele przez ten czas się wydarzyło i jest to materiał na kilka postów. Na razie jednak będę uzupełniał blog stopniowo.

Jeszcze w dzień wyjazdu, to jest środę (30.04.2008) wybrałem się z Magdą na małą wycieczkę spichlerzową. Postanowiliśmy odwiedzić dwa tego typu obiekty w naszej okolicy. Jeden znajduje się w Mosznie (podobno z końca XVIII - nie chce mi sie w to wierzyć), obecnie został on jedym z waypointów. Drugim spichlerzem był budynek w Parzniewie (koniec XIX wieku).
Oba są warte zobaczenia i wdzięcznie pozują do zdjęć ;)

GALERIA